CHF, JPY i USD: Sprawdzamy, które waluty naprawdę chronią Twój portfel, gdy świat się trzęsie

Dupoin
CHF, JPY i USD: Sprawdzamy, które waluty naprawdę chronią Twój portfel, gdy świat się trzęsie
CHF, JPY, USD - które bezpieczne haveny walutowe chronią kapitał w czasach kryzysu?

Wprowadzenie: Czym są bezpieczne przystanie i dlaczego w ogóle o nich mówimy?

W świecie inwestycji, gdy na horyzoncie zbierają się ciemne chmury, a giełdowe wykresy bardziej przypominają kolejkę górską niż stabilny trend, inwestorzy zaczynają gorączkowo szukać schronienia. I nie mam tu na myśli bunkra przeciwatomowego (chociaż niektwórzy mogą i tak!), ale czegoś znacznie bardziej płynnego i – przynajmniej w teorii – bezpiecznego: bezpiecznych havenów walutowych. Czym właściwie jest to legendarne "safe haven"? W najprostszych słowach, to taki finansowy odpowiednik kamizelki kuloodpornej albo parasola podczas monsoonu. To aktywo, które historycznie sprawdza się, gdy cała reszta rynków wpada w panikę. Jego wartość ma albo pozostawać stabilna, a najlepiej – rosnąć, gdy inwestorzy wyprzedają akcje, surowce i inne, bardziej ryzykowne waluty. To właśnie wtedy bezpieczne haveny walutowe przechodzą swój najważniejszy test.

Psychologia inwestora w czasach strachu i niepewności to fascynujący, choć niebezpieczny spektakl. Gdy wybucha kryzys geopolityczny, np. konflikt zbrojny, gdy gospodarka chyli się ku recesji, albo gdy, nie przymierzając, pandemia zatrzęsie globalnymi łańcuchami dostaw, ludzie kierują się jednym podstawowym instynktem: ucieczką do bezpieczeństwa. To nie jest czas na spekulacje i szukanie okazji. To jest czas na ochronę tego, co się już ma. Kapitał płynie wtedy jak rwąca rzeka z rynków uważanych za ryzykowne (akcje spółek z krajów rozwijających się, kryptowaluty) w kierunku aktywów uznawanych za bezpieczne. A wśród nich właśnie królują bezpieczne haveny walutowe. To nie jest kwestia chciwości, a czystego przetrwania i pragnienia, aby przeczekać burzę w suchym porcie.

Warto jednak pamiętać, że nie każdy kryzys jest taki sam i różne bezpieczne haveny walutowe mogą reagować inaczej w zależności od źródła problemu. Możemy wyróżnić kilka głównych typów zawirowań:

  1. Kryzys geopolityczny: Nagłe, nieprzewidziane wydarzenia jak wojny, zamachy terrorystyczne czy napięcia między mocarstwami. Inwestorzy szukają wtedy schronienia w walutach krajów postrzeganych jako stabilne politycznie i neutralne.
  2. Kryzys gospodarczy lub recesja: Głębokie spowolnienie gospodarcze, załamanie rynków finansowych (jak w 2008 roku). Tutaj inwestorzy szukają walut krajów o silnych fundamentach ekonomicznych, niskim zadłużeniu i dużych rezerwach.
  3. Kryzys pandemiczny lub systemowy: Jak doświadczyliśmy z COVID-19, to szok dla całego globalnego systemu. W takich czasach liczy się płynność i absolutne zaufanie do stabilności.
W każdej z tych sytuacji lista bezpiecznych havenów walutowych może się nieco przesuwać, ale pewna trójka klasyków zawsze znajduje się na czołowych pozycjach.

I tak oto dochodzimy do głównych "kandydatów" w naszym wyścigu o miano najlepszego finansowego schronienia. Są to trzy waluty, które od dziesięcioleci gościły w portfelach przestraszonych inwestorów: szwajcarski frank (CHF), japoński jen (JPY) i amerykański dolar (USD). To prawdziwe, sprawdzone w boju bezpieczne haveny walutowe. Ale – i to bardzo ważne "ale" – wcale nie są one sobie równe! Każda z nich ma zupełnie inną historię, inne fundamenty i inne mechanizmy działania. Jedna jest jak solidny, szwajcarski zegarek – precyzyjny i niezawodny. Druga jak japoński samuraj – skrywa siłę w pozorniej słabości. A trzecia to amerykański sheriff – wszechmocny, ale czasem nieprzewidywalny. Wybór najlepszej przystani w czasie kryzysu zależy więc od rodzaju burzy, jaka nadciąga, oraz od Twojej osobistej strategii inwestycyjnej. W kolejnych rozdziałach przyjrzymy się każdej z nich z bliska, abyś mógł zrozumieć ich siły, słabości i to, co sprawia, że są tak wyjątkowe w świecie finansów.

Porównanie historycznych wydarzeń kryzysowych i reakcji głównych walut-havenów
Globalny Kryzys Finansowy 09.2008 - 03.2009 +12% +23% +18%
Kryzys strefy euro (pekniecie Grecji) 01.2010 - 06.2010 +9% +14% +11%
Brexit (referendum) 06.2016 (miesiąc) +3.5% +7% +2.8%
Początek Pandemii COVID-19 02.2020 - 03.2020 +2% +5% +8%
Inwazja Rosji na Ukrainę 02.2022 (miesiąc) +2.8% +3.1% +1.8%

Frank szwajcarski (CHF) - niezniszczalny tytan?

Jeśli w świecie walutowych bezpiecznych przystani istniałby absolutny monarcha, korona bezdyskusyjnie należałaby do franka szwajcarskiego (CHF). To nie jest zwykła waluta; to finansowa twierdza, wyciosana w alpejskich skałach, otoczona głębokimi fosami stabilności i neutralności. Gdy na globalnych rynkach zaczyna się piekło, a inwestorzy w panice szukają schronienia, to właśnie w kierunku CHF-u płyną pierwsze, największe strumienie kapitału. Dlaczego? Bo frank to najczystsza, najbardziej klasyczna forma bezpieczne haveny walutowe. Jego siła nie bierze się z przypadku, lecz jest wypadkową dziesiątek lat konsekwentnie prowadzonej polityki i unikalnej kultury społeczno-gospodarczej Szwajcarii.

Zastanówmy się przez chwilę, co tak naprawdę sprawia, że dany aktywo zasługuje na miano „bezpiecznej przystani”. To nie tylko kwestia chwilowej mody. To głęboko zakorzenione zaufanie, które musi przetrwać najcięższe burze. Historia franka jako azylu dla kapitału sięga czasów obu wojen światowych. Podczas gdy Europa płonęła, Szwajcaria twardo trzymała się swojej historycznej neutralności. Nie była to tylko neutralność militarna, ale przede wszystkim finansowa. Bogaci Europejczycy, szukając zabezpieczenia dla swoich majątków, masowo przewozili je do szwajcarskich banków. To wtedy narodził się mit Szwajcarii jako najbezpieczniejszego skarbca świata. To zaufanie, raz zdobyte, okazało się niezwykle trwałe i jest dziedziczone przez kolejne pokolenia inwestorów. Nawet dzisiaj, gdy tajemnica bankowa nie jest już tak absolutna, aura niekwestionowanego bezpieczeństwa pozostała. To właśnie owo historyczne dziedzictwo czyni franka fundamentem wśród bezpieczne haveny walutowe.

Jednak sama historia to za mało. Współczesna siła franka ma bardzo konkretne, fundamentalne podstawy, które można wręcz dotknąć i zmierzyć. Po pierwsze, stabilność polityczna Szwajcarii jest wręcz legendarna. Kraj ten od wieków unika konfliktów zbrojnych, a jego system polityczny, oparty na demokracji bezpośredniej, zapewnia niezwykłą przewidywalność i consensus w kluczowych kwestiach. Po drugie, szwajcarska gospodarka to model solidności. Kraj charakteryzuje się nadwyżką na rachunku obrotów bieżących, co oznacza, że jest eksporterem netto kapitału. Innymi słowy, świat więcej inwestuje w Szwajcarię niż ona w świat. Dodatkowo, poziom zadłużenia publicznego jest relatywnie niski, a budżet państwa zazwyczaj zamyka się nadwyżką. To ekonomiczne zdrowie to kolejny filar zaufania. Po trzecie, i to jest kluczowy argument dla wielu, Szwajcaria posiada jedne z największych na świecie rezerwy złota w przeliczeniu na mieszkańca. Złoto, odwieczny symbol bogactwa i bezpieczeństwa, stanowi namacalne zabezpieczenie wartości franka. To nie są puste obietnice czy wirtualne papiery, to fizyczny kruszec leżący w skarbcach. Ta kombinacja – polityczny spokój, gospodarcza dyscyplina i fizyczne złoto – tworzy idealny ekosystem dla waluty, która ma być ostoją w czasach chaosu, prawdziwie niedościgniony przykład bezpieczne haveny walutowe.

Nie można jednak mówić o franku bez wspomnienia o jego potężnym strażniku – Szwajcarskim Banku Narodowym (SNB). SNB nie jest zwykłym bankiem centralnym; to aktywny, a czasem bardzo stanowczy gracz na rynku walutowym. Jego głównym celem jest zapewnienie stabilności franka i… powstrzymywanie go przed nadmiernym umacnianiem się. Brzmi to jak paradoks, prawda? Otóż, zbyt silny frank jest zmorą dla szwajcarskich eksporterów, których towary stają się wówczas zbyt drogie dla reszty świata. Dlatego SNB nie waha się przed interwencjami. Gdy kurs franka względem euro lub dolara rośnie zbyt dynamicznie, Bank może wejść na rynek i masowo sprzedawać franki, kupując obce waluty, aby zwiększyć ich podaż i tym samym osłabić CHF. W przeszłości posuwał się nawet do ustalania sztywnego kursu wymiany franka do euro (1.20), który musiał jednak porzucić w 2015 roku, co wywołało prawdziwe „tsunami” na rynkach (tzw. Frankenschock). Te działania pokazują, że nawet najbezpieczniejsza przystań nie jest wolna od ingerencji swojego „zarządcy”. Dla inwestorów oznacza to pewne ryzyko – SNB może w pewnym momencie działać przeciwko ich pozycji, jeśli ta zbyt mocno aprecjuje walutę. To ważna cecha charakterystyczna tej bezpieczne haveny walutowe.

I tu dochodzimy do potencjalnych wad inwestowania we franka. Przez długi czas, aby zniechęcić inwestorów do masowego lokowania kapitału w CHF (co napędza aprecjację), SNB utrzymywał ujemne stopy procentowe. Oznacza to, że inwestorzy trzymający duże sumy we frankach… płacili za ten przywilej! To dobitnie pokazuje, jak daleko Szwajcarzy są gotowi się posunąć, aby kontrolować siłę swojej waluty. Dla przeciętnego inwestora indywidualnego szukającego schronienia dla oszczędności, takie koszta mogą być irytujące i znacząco erodować zyski z samej aprecjacji waluty. Ponadto, wspomniane interwencje SNB wprowadzają element nieprzewidywalności. Kurs franka nie jest w pełni kształtowany przez wolny rynek, lecz także przez wolę banku centralnego, który ma inne priorytety niż zysk spekulantów. Inwestując we franka, inwestujesz więc również w decyzje zarządu SNB. To czyni go bezpieczne haveny walutowe o specyficznym, nieco „sterowanym” charakterze.

"Frank szwajcarski to więcej niż waluta; to instytucja. Reprezentuje stabilność, wiarygodność i bezpieczeństwo w świecie, który często tych cech pozbawiony." – anonimowy trader z Zurychu.

Mimo tych drobnych niedogodności, frank szwajcarski pozostaje złotym standardem wśród bezpiecznych przystani. Jego siła to wypadkowa niezwykłej historii, potężnych fundamentalnych fundamentów gospodarczych, namacalnego bogactwa w złocie i, co perhaps najważniejsze, niekwestionowanego zaufania, które udało mu się zbudować przez dziesięciolecia. Gdy nad globem zbierają się ciemne chmury, szelest szwajcarskich banknotów w portfelu działa na inwestorów kojąco. To właśnie to uczucie absolutnego bezpieczeństwa, nawet okupione potencjalnie ujemnym oprocentowaniem, sprawia, że CHF wciąż króluje wśród bezpieczne haveny walutowe. W naszym zestawieniu jest niekwestionowanym numerem jeden, ale jak się zaraz przekonamy, jego rywale – jen i dolar – mają do przedstawienia swoje własne, bardzo mocne i zaskakujące argumenty. Bo jak to w finansach bywa, nic nie jest ani czarne, ani białe.

Oto kilka kluczowych dat w historii franka jako bezpiecznej przystani, które pomogą zobrazować jego unikalną pozycję:

  1. 1848 : Utworzenie nowoczesnego państwa szwajcarskiego i przyjęcie franka jako waluty.
  2. I i II Wojna Światowa : Szwajcaria utrzymuje neutralność, stając się finansową ostoją dla europejskiego kapitału.
  3. 2008 : Globalny kryzys finansowy – frank umacnia się gwałtownie wobec praktycznie wszystkich walut jako reakcja na panikę rynkową.
  4. 2011 : SNB wprowadza pułap kursowy 1.20 CHF/EUR, aby powstrzymać aprecjację franka.
  5. 15 stycznia 2015 : SNB znosi pułap kursowy, co powoduje natychmiastowe i gwałtowne umocnienie się franka o ponad 20% w ciągu minut.
  6. 2020 : Pandemia COVID-19 – frank ponownie pełni rolę bezpiecznej przystani, notując znaczące wzrosty w momentach największej niepewności.

Porównanie kluczowych wskaźników ekonomicznych Szwajcarii (2020-2023)
Stopa wzrostu PKB (%) -2.5 4.2 2.1 1.0
Dług publiczny (% PKB) 42.7 41.3 40.5 39.8
Nadwyżka na rachunku obrotów bieżących (% PKB) 3.1 6.8 8.5 7.9
Rezerwy złota (tony) 1040 1040 1040 1040
Stopa inflacji (śr. roczna, %) -0.7 0.6 2.8 2.2

Podsumowując ten fragment, frank szwajcarski nie jest idealny – jego strażnik, SNB, może być kapryśny, a koszt trzymania go (ujemne stopy) bywał uciążliwy. Mimo to, jego renoma oparta na granitowych podstawach politycznych, ogromnych rezerwach złota i historycznym zaufaniu sprawia, że wciąż jest pierwszym wyborem dla wielu inwestorów szukających prawdziwego schronienia. To właśnie te cechy definiują go jako archetyp bezpieczne haveny walutowe. W świecie finansów, gdzie tak dużo jest ulotne i wirtualne, frank oferuje coś namacalnego: spokój. A tego w czasach kryzysu nie da się przecenić. W następnym rozdziale czeka nas jednak nie lada zagadka logiczna – jak to możliwe, że waluta kraju z najwyższym na świecie długiem publicznym również jest uznawana za bezpieczny port? Zapraszam do odkrycia paradoksu japońskiego jena!

Jen japoński (JPY) - azyl z Dalekiego Wschodu

Teraz porozmawiajmy o jenie japońskim (JPY), bo to jest prawdziwy, no... filozof wśród bezpieczne haveny walutowe. Wyobraź sobie kraj, który ma najwyższy stosunek długu publicznego do PKB na świecie, grubo ponad 200%, a i tak jego waluta jest uważana za jedną z najbezpieczniejszych przystani na globie. Brzmi jak jakiś ekonomiczny żart, prawda? To właśnie ten słynny paradoks jena. Jak to możliwe, że inwestorzy uciekają do waluty kraju, który technicznie rzecz biorąc, powinien być pogrążony w permanentnym kryzysie zadłużeniowym? Sekret nie leży w samym długu, ale w tym, kto go posiada. Ogromna większość japońskiego długu jest w rękach krajowych inwestorów – głównie instytucjonalnych, jak fundusze emerytalne, banki czy ubezpieczyciele. To są bardzo cierpliwi i stabilni gracze, którzy nie panikują i nie wyprzedają masowo obligacji przy pierwszym kichnięciu na globalnych rynkach. Po prostu trzymają swoje papiery, co sprawia, że rynek jest niezwykle stabilny. Dodatkowo, Japonia przez dekady budowała ogromną nadwyżkę inwestycyjną za granicą, co czyni ją wierzycielem netto świata. W skrócie: mimo że rząd jest mocno zadłużony, to kraj jako całość ma olbrzymie aktywa zagraniczne. To tak, jakbyś miał ogromny kredyt hipoteczny, ale jednocześnie twoje inwestycje i oszczędności były kilkukrotnie wyższe niż ten dług – czujesz się wtedy raczej bezpiecznie, a nie jak bankrut. I właśnie to poczucie bezpieczeństwa fundamentów przyciąga inwestorów, gdy na świecie zaczyna się robić nerwowo.

No dobra, ale jak to się przekłada na konkretne ruchy cen? Tutaj wkracza magiczny, a dla wielu mistyczny, mechanizm zwany transakcje carry trade. Przez większość czasu, gdy na rynkach jest spokój i optymizm (tzw. tryb "risk-on"), jen jest jedną z najsłabiej oprocentowanych walut na świecie. Bank Japonii utrzymuje stopy procentowe na bardzo niskim, często bliskim zera, poziomie. To zachęca spekulantów do zaciągania taniego kredytu w jenach, przewalutowania go na waluty oferujące wyższe stopy procentowe (np. dolara australijskiego czy turecką lirę) i inwestowania w tamtejsze aktywa. Kiedy jednak na horyzoncie zbierają się czarne chmury i inwestorzy wpadają w panikę (tryb "risk-off"), ci sami spekulanci muszą jak najszybciej wyjść z tych ryzykownych inwestycji, spłacić zaciągnięty w jenach kredyt i... kupsko, muszą kupić jena. To masowe wykupywanie jena napędza jego aprecjację. To jest kluczowy motor napędowy siły jena w czasach kryzysu. Nie chodzi tylko o to, że ludzie nagle pokochali jena, tylko o to, że są zmuszeni go kupić, aby zamknąć swoje spekulacyjne pozycje. To trochę jak z zatłoczonym kinem – gdy wybuchnie pożar, wszyscy rzucają się do tych samych drzwi, a jen są właśnie tymi drzwiami.

Kolejnym gigantycznym filarem są japońscy inwestorzy instytucjonalni, o których wspomniałem wcześniej. Gdy globalne rynki akcji i obligacji zaczynają się trząść, te instytucje – w trosce o bezpieczeństwo powierzonych im pieniędzy – często dokonują repatriacji kapitału. Wycofują swoje środki z zagranicznych inwestycji (których mają naprawdę potężne ilości) i przekuwają je z powrotem na jeny, aby przeczekać burzę w domowym porcie. Ten napływ kapitału dodatnio napędza popyt na jena, wzmacniając jego kurs. To pokazuje, że siła jena jako bezpieczne haveny walutowe nie wynika z jednego czynnika, ale z połączenia kilku unikalnych mechanizmów: struktury własności długu, globalnej pozycji inwestycyjnej Japonii oraz dynamicznych transakcji carry trade.

Jednak jen, jak każde bezpieczne haveny walutowe, nie jest idealny i ma swoje wady. Jego wartość jest niezwykle wrażliwa na globalne nastroje, które można opisać jako wahadło "risk-on/risk-off". W momencie gdy strach opada i inwestorzy wracają do apetytu na ryzyko, jen może gwałtownie tracić na wartości, ponieważ carry trade znów staje się atrakcyjny. To sprawia, że inwestowanie w jena w celach bezpiecznej przystani wymaga dobrego wyczucia timing'u. Nie jest to waluta, którą po prostu kupuje się i zapomina na lata, jak to może być w przypadku franka szwajcarskiego. Bank Japonii też bywa aktywny, czasami interweniując, aby osłabić zbyt mocnego jena, gdyż jego nadmierna siła szkodzi japońskim eksporterom, takim jak Toyota czy Sony. Mimo tego paradoksu i pewnych zmienności, jen pozostaje kluczowym graczem wśród azjatyckich bezpieczne haveny walutowe, oferując unikalną mieszankę stabilności i płynności, która przyciąga inwestorów w burzliwych czasach.

Oto zestawienie kluczowych czynników sprawiających, że jen funkcjonuje jako bezpieczna przystań, pomimo wysokiego długu publicznego:

Czynniki wpływające na status jena japońskiego (JPY) jako bezpiecznej przystani
Struktura własności długu publicznego Ponad 90% japońskiego długu jest w posiadaniu krajowych inwestorów, co minimalizuje ryzyko masowej wyprzedaży. Dodatni - Zapewnia stabilność i zaufanie.
Pozycja wierzycielska netto Japonia jest największym wierzycielem netto na świecie, z ogromnymi zagranicznymi aktywami. Dodatni - Wzmacnia zaufanie do waluty.
Transakcje Carry Trade Spekulanci zaciągają tanie kredyty w JPY, by inwestować w wyżej oprocentowane waluty. W kryzysie zamykają te pozycje, kupując JPY. Dodatni - Masowy skup JPY napędza aprecjację.
Repatriacja kapitału Japońskie instytucje wycofują środki z zagranicznych, ryzykownych inwestycji i konwertują je z powrotem na JPY. Dodatni - Tworzy dodatkowy popyt na JPY.
Globalne nastroje "risk-off" Wzrost awersji do ryzyka na świecie napędza popyt na bezpieczne aktywa, w tym na JPY. Dodatni - Bezpośrednia korelacja z aprecjacją.

Podsumowując, jen japoński to fascynujący przypadek studyjny, który uczy, że w ekonomii nic nie jest czarno-białe. Nawet gigantyczne zadłużenie nie musi dyskwalifikować waluty z grona bezpieczne haveny walutowe, jeśli towarzyszą mu odpowiednie struktury i globalne mechanizmy finansowe. Jego siła jest w dużej mierze pochodną globalnych strategii inwestycyjnych i wewnętrznej stabilności, a nie tylko suchych wskaźników makroekonomicznych. Warto o tym pamiętać, obserwując jego reakcje podczas kolejnych zawirowań na świecie.

Dolar amerykański (USD) - światowy lider w czasach paniki

No dobrze, skoro już rozmawiamy o jenie i jego całkiem niezrozumiałym na pierwszy rzut oka statusie bezpiecznej przystani, czas przejść do prawdziwego króla tego podwórka, do gościa, którego wszyscy znają, nawet twoja babcia, która inwestuje co najwyżej w słoiki z konfiturami. Mówię oczywiście o dolarze amerykańskim (USD). To jest taki finansowy odpowiednik Coca-Coli – jest absolutnie wszędzie, każdy go akceptuje i w chwilach niepewności to właśnie jego pragniesz najbardziej. Gdy na świecie zaczyna trząść się ziemia, inwestorzy z całego globu niemal jednym głosem krzyczą: „Dajcie mi dolary!”. Dlaczego? Bo USD to nie jest po prostu jedna z wielu bezpieczne haveny walutowe; to jest matka wszystkich bezpiecznych przystani, fundament, na którym stoi globalny system finansowy.

Żeby to zrozumieć, musimy zacząć od absolutnej podstawy, czyli statusu dolara jako globalnej waluty rezerwowej. Wyobraź sobie, że światowa gospodarka to ogromny, międzynarodowy jarmark. A dolar to jest po prostu uniwersalny środek płatniczy na tym jarmarku. Prawie wszyscy handlują za dolary – ropę, gaz, miedź, soję, kryptowaluty, nazwij to. Kiedy kraje trzymają swoje oszczędności (rezerwy walutowe), to głównie w amerykańskich papierach wartościowych. Ten status nie wziął się znikąd – utrwalił się po II wojnie światowej i pomimo wszystkich wzlotów i upadków USA, nadal trzyma się mocno. To tworzy gigantyczny, samonapędzający się mechanizm: im więcej go używają, tym bardziej jest potrzebny, co z kolei napędza jego siłę. W czasach kryzysu, gdy zaufanie do wszystkiego innego spada, ten fundamentalny popyt na dolara po prostu eksploduje. To pierwszy i najważniejszy filar jego siły jako bezpieczne haveny walutowe.

Ale sam status rezerwowy to nie wszystko. Potrzebujesz jeszcze miejsca, gdzie te wszystkie pieniądze mogą przepłynąć i zostać ulokowane w naprawdę bezpieczny sposób. I tutaj wkracza drugi gigant: amerykańskie obligacje skarbowe, konkretnie te emitowane przez Departament Skarbu USA, zwane potocznie Treasuries. To jest prawdopodobnie największy i najbardziej płynny rynek na świecie. „Płynność” oznacza, że w każdej sekundzie, każdego dnia, możesz kupić lub sprzedać obligacje za miliardy, a nawet biliony dolarów, nie powodując przy tym większych wstrząsów na rynku. Dla wielkich instytucji, funduszy emerytalnych czy banków centralnych, to jest jak ogromny, bezpieczny parking dla ich kapitału. W chwilach paniki, gdy inwestorzy uciekają z akcji, obligacji korporacyjnych czy rynków wschodzących, nie pytają „Gdzie jest bezpiecznie?”, tylko „Gdzie jest wejście na parking amerykańskich obligacji?”. Ten masowy napływ kapitału podbija cenę samych obligacji, a co za tym idzie, wzmacnia również samego dolara. To nie jest tylko jedna z opcji wśród bezpieczne haveny walutowe; to jest domyślne ustawienie dla większości globalnego kapitału.

Sprawę dodatkowo komplikuje (i napędza) fakt, że dolar jest walutą, w której zaciągana jest ogromna część globalnego długu. Firmy w Brazylii, rządy w Afryce, deweloperzy w Azji – wszyscy pożyczali dolary, gdy były tanie i łatwo dostępne. Ale gdy nadchodzi kryzys i globalna likwidacja leverage, nagle wszyscy ci dłużnicy desperacko potrzebują dolara, żeby spłacić swoje zobowiązania! To tworzy coś, co na rynkach nazywa się „short squeeze” na globalną skalę. Wszyscy muszą sprzedać swoją lokalną walutę, żeby kupić dolara. To nie jest kwestia chęci czy strategii inwestycyjnej – to jest przymus. Ten mechanizm generuje po prostu fizyczny, niemożliwy do powstrzymania popyt na zielone banknoty, gwałtownie windował jego kurs. Handel międzynarodowy też często rozliczany jest w USD, więc gdy łańcuchy dostaw pękają i wszystko się komplikuje, zapotrzebowanie na dolara do rozliczeń także rośnie. W ten sposób dolar umacnia się niemal samoczynnie, dzięki swojej wszechobecności, która w stresie staje się jego największą siłą. To jest poziom bezpieczne haveny walutowe, o którym inne waluty mogą tylko pomarzyć.

Oczywiście, nie możemy też zapomnieć o strażniku całego tego systemu, czyli o Rezerwie Federalnej (Fed). To jest nasz przyjaciel, który ma drukarkę i najpotężniejszą bazę klientów na świecie. W czasie kryzysu, Fed staje się de facto pożyczkodawcą ostatniej instancji dla całego świata. Poprzez różne mechanizmy swapowe (to takie wymiany walutowe między bankami centralnymi) Fed zapewnia płynność w dolarach innym krajom, zapobiegając totalnemu paraliżowi systemu. Jednak polityka Fedu ma też ogromny wpływ na siłę dolara w dłuższym terminie. Gdy Fed podnosi stopy procentowe, dolar staje się atrakcyjniejszy dla inwestorów szukających zysku z depozytów (to taka premium za bezpieczeństwo). Z drugiej strony, gdy Fed zalewa rynek płynnością (jak po kryzysie 2008 czy podczas COVID-19), może to prowadzić do tymczasowego osłabienia dolara. Ale w samym szczycie paniki, to właśnie działania Fedu mające na celu uspokojenie rynków często przywracają zaufanie i utwierdzają pozycję dolara jako ultymatywnej bezpieczne haveny walutowe. To trochę jak z tym dużym bratem – czasem się na niego złościmy, ale gdy naprawdę coś się dzieje, to właśnie do niego biegniemy po pomoc.

Kluczowe Czynniki Wzmacniające Pozycję Dolara Amerykańskiego Jako Bezpiecznej Przytani
Status Globalnej Waluty Rezerwowej USD jest dominującą walutą w rezerwach banków centralnych i rozliczeniach handlowych na świecie. Automatyczny wzrost popytu; percepcja jako "domyślnej" waluty.
Głębokość i Płynność Rynku Amerykańskich Obligacji Rynek Treasuries jest największym i najbardziej płynnym rynkiem stałego dochodu na świecie. Masowy napływ kapitału poszukującego bezpiecznej lokaty; "ucieczka do jakości".
Globalne Zadłużenie w USD Ogromna część długu korporacyjnego i państwowego poza USA denominowana jest w dolarach. Przymusowy popyt na USD w celu spłaty zobowiązań (deleveraging).
Polityka Rezerwy Federalnej (Fed) Fed, jako bank centralny USA, działa jako pożyczkodawca ostatniej instancji dla globalnego systemu dollarowego. Dostarczanie płynności (swapy walutowe) stabilizuje system, a wyższe stopy procentowe zwiększają atrakcyjność USD.

Podsumowując, siła dolara amerykańskiego jako bezpieczne haveny walutowe nie jest pojedynczym trikiem, ale potężną, wielowarstwową fortecą zbudowaną na fundamencie globalnego zaufania, głębokich rynków i czystej, praktycznej konieczności. To nie jest tylko wybór inwestycyjny; to jest infrastruktura globalnych finansów. Kiedy więc następnym razem zobaczysz, jak dolar szaleje w górę podczas jakiegoś globalnego zamieszania, pamiętaj, że to nie jest jakaś magia. To po prostu cały świat, który jednoczy się (nie zawsze chętnie) wokół jednej, wspólnej waluty, szukając w niej schronienia. I pomyśleć, że to wszystko opiera się na zaufaniu – tak, tym samym, które podobno w finansach tak często bywa łamane. W przypadku dolara jednak, to zaufanie jest twardsze niż skała. A teraz, skoro już wiemy, jak te dwie waluty, JPY i USD, działają w teorii, najwyższa pora sprawdzić je w akcji! Jak zachowywały się podczas prawdziwych historycznych kataklizmów? O tym opowiemy w następnym segmencie, gdzie porównamy je bezpośrednio z frankiem szwajcarskim.

Porównanie siły: CHF vs. JPY vs. USD w historycznych zawirowaniach

No dobrze, skoro już wiemy, co teoretycznie stoi za siłą każdej z tych trzech walut, czas na najciekawszą część, czyli sprawdzenie, jak to wszystko wyglądało w praktyce, gdy świat stawał na głowie. Bo teoria teorią, ale prawdziwe bezpieczne haveny walutowe poznajemy po tym, jak zachowują się, gdy na rynku panuje prawdziwa panika. Przyjrzyjmy się zatem trzem największym testom ostatnich lat i zobaczmy, która waluta okazała się w nich najtwardszym orzechem do zgryzienia. To taki test crash-test dla walut, tylko bez dymu i latających kawałków blachy, za to z mnóstwem wykresów i nerwowych inwestorów.

Zacznijmy od tego, co ekonomiści lubią nazywać „stress-testem” ostatecznym, czyli kryzysu finansowego z 2008 roku. To był moment, kiedy cały świat spojrzał na banki z przymrużeniem oka i nagle wszyscy przypomnieli sobie, że gotówka (a właściwie jej cyfrowy odpowiednik) jest jednak king. W tym szaleństwie dolar amerykański (USD) pokazał prawdziwą twarz bezpiecznej przystani. Jego indeks (DXY) poszybował w górę, bo globalny system finansowy, który był mocno zadłużony w dolarach, nagle potrzebował go na potęgę do obsługi swoich zobowiązań. Ale prawdziwą niespodzianką dla wielu był jen japoński (JPY). Pomimo że Japonia sama miała problemy gospodarcze, jen zanotował potężną aprecjację. Dlaczego? To proste – inwestorzy na całym świecie, którzy wcześniej pożyczali tanie jeny (tzw. carry trade), by inwestować w ryzykowniejsze aktywa gdzie indziej, nagle w panice musieli te jeny odkupić, by spłacić swoje zobowiązania. To masowe wykupywanie jena napędzało jego kurs. A frank szwajcarski (CHF)? Tutaj historia była nieco bardziej złożona. Frank również umacniał się, ale jego aprecjacja była bardziej stonowana i kontrolowana. Szwajcarski Bank Narodowy (SNB) już wtedy bardzo uważnie przyglądał się kursowi, obawiając się, że zbyt silny frank zdusi szwajcarski eksport. Tak więc podsumowując 2008: zdecydowane zwycięstwo USD i JPY, z honorem dla CHF. To pokazało, że w momencie totalnego globalnego szoku, płynność i status waluty rezerwowej USD oraz mechanizm unwindingu carry trade dla JPY są nie do pobicia.

Kolejny akt tej dramaturgii rozegrał się na początku 2020 roku, gdy świat usłyszał słowo „pandemia”. Pamiętacie te dni? Giełdy leciały na łeb na szyję, a ludzie wykupywali papier toaletowy. Na rynkach walutowych znów zobaczyliśmy klasyczny odruch ucieczki do bezpiecznej przystani. Tym razem jednak dynamika była nieco inna. Początkowo, w momencie największej paniki w marcu 2020, dolar amerykański wystrzelił w górę z niesamowitą siłą. Był to tak zwany „dash for cash” – globalna wyprzedaż wszystkiego (akcji, obligacji, złota!) tylko po to, by zdobyć płynnego dolara, który był potrzebny do zabezpieczenia transakcji i zobowiązań. Jednak gdy Rezerwa Federalna uruchomiła swapy walutowe z innymi bankami centralnymi, zapewniając globalny dopływ dolara, jego szaleńczy wzrost nieco wyhamował. W tym momencie do gry wkroczył na poważnie frank szwajcarski. Gdy pierwszy szok minął, a inwestorzy zaczęli szukać nie tylko płynności, ale i stabilności, CHF zaczął systematycznie się umacniać. Szwajcaria, z relatywnie niską liczbą przypadków i solidarnym systemem opieki zdrowotnej, postrzegana była jako bezpieczna oaza. Jen również się umacniał, ale jego aprecjacja była bardziej powolna i stopniowa. Wniosek z pandemii? USD jest pierwszą linią obrony w najostrzejszej fazie paniki, ale CHF świetnie sprawdza się jako dłuższa, stabilniejsza przystań, gdy pierwszy szok minie.

Wojna w Ukrainie, która wybuchła w lutym 2022 roku, była zupełnie innym rodzajem kryzysu – geopolitycznym, a nie czysto finansowym. I to właśnie tutaj frank szwajcarski mógł pokazać swoją wyjątkowość. Szwajcaria, ze swoją historyczną neutralnością, stała się idealnym schronieniem dla kapitału uciekającego nie tylko przed gospodarczymi, ale przede wszystkim przed politycznymi niepewnościami związanymi z konfliktem w sercu Europy. CHF zanotował bardzo silną aprecjację zarówno wobec euro, jak i walut regionu. Dolar amerykański również zyskał, co było wypadkową kilku czynników: ucieczki do bezpiecznej przystani, oczekiwań na agresywne podwyżki stóp procentowych przez Fed oraz tego, że USA postrzegane są jako względnie bezpieczna i odległa przestrzeń od konfliktu. Jen natomiast w tym konkretnym kryzysie znalazł się w trudniejszej sytuacji. Ogromna różnica w stopach procentowych między USA a Japonią (Bank Japonii utrzymywał ultra-luźną politykę monetaryzną) oraz uzależnienie Japonii od importu surowców energetycznych (których ceny poszybowały w górę) wywierały na jena presję deprecjacyjną. Był to moment, który wyraźnie pokazał, że nie każdy kryzys jest taki sam i różne bezpieczne haveny walutowe mogą reagować inaczej w zależności od natury wstrząsu.

No i co z tego wszystkiego wynika? Która waluta jest tą „najbezpieczniejszą”? Cóż, gdybyśmy mieli wyłonić jednego zwycięzcę na points, to pewnie dolar amerykański wyszedłby na prowadzenie dzięki swojej absolutnie dominującej roli w 2008 roku i na starcie pandemii. Jest jak wielki lotniskowiec – ma ogromną siłę ognia i może pomieścić ogromne ilości kapitału w czasie burzy. Jednak frank szwajcarski to jak precyzyjny szwajcarski scyzoryk – niezwykle niezawodny, szczególnie w kryzysach o podłożu geopolitycznym lub gdy potrzebujemy długoterminowej stabilności. Jen zaś to specyficzny zawodnik, którego siła w dużej mierze zależy od globalnego apetytu na ryzyko i działań spekulacyjnych carry trade; błyszczy, gdy inwestorzy masowo wycofują się z ryzykownych zakładów. Prawda jest taka, że nie ma jednej, idealnej bezpiecznej przystani. Wybór najlepszej zależy od konkretnego kryzysu, jego epicentrum i mechanizmów, które uruchamia. To tak jak z narzędziami – nie będziesz wbijać gwoździa mikserem, prawda? Chociaż... w ostateczności może się udać, ale jednak lepiej mieć młotek.

Porównanie aprecjacji głównych walut bezpiecznych podczas wybranych kryzysów (zmiana wartości w % wobec koszyka walut)
Kryzys finansowy 2008 (IX 2008 - II 2009) +15% +8% +20% JPY królem dzięki unwindowi carry trade, USD silny na płynności, CHF umiarkowany.
Pandemia COVID-19 (II 2020 - IV 2020) +12% +5% (później +8%) +6% USD "dash for cash", CHF zyskiwał później, JPY stabilnie.
Wojna w Ukrainie (II 2022 - III 2022) +7% +9% -5% CHF i USD beneficjenci, JPY pod presją dywergencji stóp procentowych.

Patrząc na te wszystkie zawirowania, jasne staje się, że budowanie portfela opartego wyłącznie na jednym bezpiecznym havenie walutowym to trochę jak stawianie wszystkiego na jeden numer w ruletce. Może i się uda, ale ryzyko jest spore. Prawdziwa mądrość inwestycyjna w tych niepewnych czasach polega na zrozumieniu, że każda z tych walut ma swoją supermocę i swoją piętę achillesową. Dolar to siła i płynność, frank to stabilność i neutralność, a jen to dziki kart, który potrafi zaskoczyć, gdy ryzyko systemiczne uderza w globalny system finansowy. Dlatego też wielu doświadczonych inwestorów, zamiłowanych do bezpiecznych przystani, dywersyfikuje swoje holdingsy między te trzy waluty, a czasem dorzuca jeszcze do tego worka złoto. To pozwala im złagodzić ewentualne słabsze okresy jednej z walut i czerpać zyski z tej, która akurat najlepiej radzi sobie z danym typem kryzysu. To trochę tak, jak mieć w garażu i terenówkę na wypadek śnieżycy, i sportowy samochód na słoneczne dni – po prostu rozsądne zarządzanie ryzykiem.

Podsumowanie: Którą bezpieczną przystać wybrać dla siebie?

No dobrze, przeanalizowaliśmy już historyczne zawirowania i widzieliśmy, jak nasza trójka bohaterów – frank szwajcarski, jen japoński i dolar amerykański – radziła sobie gdy świat stawał na głowie. Czas więc na podsumowanie i odpowiedź na najważniejsze pytanie: którą z tych **bezpiecznych havenów walutowych** wybrać dla siebie? Bo tak naprawdę nie ma jednej, uniwersalnej odpowiedzi. Wybór idealnej **bezpiecznej przystani** jest trochę jak wybór idealnego samochodu – wszystko zależy od tego, po jakim terenie jeździsz, ile chcesz przewieźć i jaki masz budżet. Inny będzie wybór dla miłośnika off-roadu, a inny dla kierowcy miejskiego.

Zacznijmy od krótkiego, poglądowego podsumowania w formie tabeli. To taki nasz „cheat sheet”, który pomoże nam ogarnąć całość sytuacji.

Podsumowanie mocnych i słabych stron głównych bezpiecznych havenów walutowych
CHF (Frank Szwajcarski) Polityka monetarna SNB skupiona na stabilności, niska inflacja historycznie, silne rezerwy złota, polityczna i gospodarcza neutralność Szwajcarii. Ryzyko interwencji banku centralnego (SNB) w celu osłabienia franka, bardzo niskie, a czasem ujemne stopy procentowe, co może erodować zyski, wysoka wycena. Inwestor długoterminowy, poszukujący najczystszej formy ochrony kapitału, mniej wrażliwy na krótkoterminowe spadki płynności.
USD (Dolar Amerykański) Największa płynność na świecie, status światowej waluty rezerwowej, głębokie i płynne rynki finansowe, „safe haven” w kryzysach globalnych (popyt na amerykańskie papiery wartościowe). Podatność na politykę FED i amerykańską politykę fiskalną/dług publiczny, może słabnąć w kryzysach generowanych w USA, wyższa inflacja niż u konkurencji. Inwestor szukający płynności i bezpieczeństwa w krótkim terminie podczas globalnej paniki, traderzy wykorzystujący krótkoterminowe aprecjacje.
JPY (Jen Japoński) Tradycyjna przystań w momentach unwinding carry trade (ucieczka od ryzyka), duża nadwyżka na rachunku obrotów bieżących, pozycja wierzycielska netto Japonii. Ekstremalnie ekspansywna polityka Banku Japonii (niskie stopy, kontrolacja krzywej dochodowości), podatność na wzrost apetytu na ryzyko (osłabienie), starzejące się społeczeństwo i duży dług publiczny. Inwestor hedgingujący globalne portfolio aktywów ryzykownych, spekulujący na nagłych wyprzedażach na rynkach.

A teraz przełóżmy to na konkretne rekomendacje. Dla kogo tak naprawdę jest frank? Frank szwajcarski to taki Rolls-Royce wśród **bezpiecznych havenów walutowych** – elegancki, solidny, budzący zaufanie, ale jego utrzymanie (negatywne oprocentowanie, interwencje SNB) może sporo kosztować. To wybór dla purystów, którzy szukają najwyższej jakości zabezpieczenia na dłuższą metę, są w stanie zaakceptować okresowe spadki płynności i nie przeszkadza im, że ten samochód czasem jedzie wolniej, bo kierowca (SNB) celowo hamuje. Jeśli twój **profil inwestora** jest ultra-konserwatywny, a horyzont czasowy liczony w latach, CHF może być twoim najlepszym przyjacielem. Dolar amerykański to z kolei opancerzony Ford F-150 – wszechobecny, niezwykle praktyczny, niezawodny w terenie (kryzysie) i ma ogromną siłę przebicia. Jest płynny jak nic innego. To idealna **bezpieczna przystań** dla tych, którzy potrzebują szybko gdzieś dojechać i się nie zaciąć. Sprawdzi się świetnie w momencie wybuchu globalnej paniki, gdy wszyscy rzucają się do wyjścia i potrzebują najpłynniejszego aktywa. Jest więc doskonały dla traderów krótkoterminowych i inwestorów instytucjonalnych, którzy muszą szybko przemieszczać ogromne kwoty. Pamiętaj jednak, że ten samochód jest amerykański – jego stan zależy od kondycji amerykańskiej gospodarki i decyzji FED. W kryzysie made in USA, ten pickup może się czasem zaciąć. A jen? Jen japoński to zwinniejszy, ale kapryśny Subaru Impreza WRX STI. Jego siła tkwi w specyficznych warunkach – świetnie radzi sobie na śliskiej, krętej drodze, gdy inni wypadają w zakrętach. Tą śliską drogą jest gwałtowny spadek apetytu na ryzyko i unwindowanie transakcji carry trade. Wtedy jen potrafi zyskać gwałtownie i znacząco. Jednak na prostej, równej autostradzie (stabilne, rosnące rynki) będzie wypadał blado i będzie się cofał. To waluta dla bardziej zaawansowanych „kierowców”, którzy rozumieją mechanikę rynku i potrafią przewidzieć nagłe załamania nastrojów. Jest świetnym narzędziem do dywersyfikacji i hedgingu dla osób mających ekspozycję na rynki emergentne czy akcje growth.

I właśnie ta **dywersyfikacja portfela** jest tutaj kluczowym pojęciem. Tak naprawdę, zamiast zadręczać się pytaniem „Która **bezpieczna przystań** jest *ta jedyna*?”, lepiej pomyśleć: „A może potrzebuję wszystkich trzech?”. Bo każdy kryzys jest inny. Czasem, jak w 2008, króluje dolar i jen. W 2020 roku najpierw dolar, potem dołączył frank. W 2022, po inwazji na Ukrainę, to frank i dolar pokazały klasę, podczas gdy jen był nieco w cieniu. Trzymanie kilku **bezpiecznych havenów walutowych** w portfelu jest jak posiadanie zestawu narzędzi zamiast jednego młotka – masz większą szansę, że zawsze będziesz miał pod ręką odpowiednie narzędzie do naprawy sytuacji. Dywersyfikacja między nimi pozwala złagodzić **ryzyko kursowe** związane z każdą z osobna. Interwencja SNB osłabi franka? Możliwe, że w tym samym czasie dolar będzie silny na podwyżkach stóp przez FED. Bank Japonii utrzyma skrajnie luźną politykę? Być może geopolitics podeprą franka. Nie wkładaj wszystkich jajek do jednego, nawet najbezpieczniejszego koszyka.

I to prowadzi nas do najważniejszego pointa, ostatniego słowa, które musi paść. Musimy raz na zawsze zrozumieć, że termin **„bezpieczny”** w kontekście **bezpiecznych havenów walutowych** nie oznacza **„wolny od ryzyka”**. To kolosalna różnica! Inwestując nawet w najsolidniejsze waluty, cały czas jesteś narażony na **ryzyko kursowe**. Kurs CHF/PLN czy USD/PLN może pójść w dół, nawet jeśli globalnie frank czy dolar umacniają się względem koszyka walut. To ryzyko walutowe jest nieodłącznym elementem gry. Do tego dochodzi wspomniane już ryzyko interwencji banków centralnych – SNB może celowo osłabić franka, BoJ może utrzymywać jena w ryzach, a FED może zmienić kierunek polityki monetarnej. Pamiętaj też, że „bezpieczna przystań” to nie magiczna maszyna do drukowania pieniędzy. To bardziej pancerz, który ma chronić twój kapitał przed najgorszymi huraganami na rynku, a nie koniecznie go pomnażać. Czasem ten pancerz może być ciężki i ograniczać ruchy (np. przez ujemne oprocentowanie). Wybór odpowiedniej **bezpiecznej przystani** to decyzja strategiczna, która powinna być dopasowana do twojego portfela, horyzontu inwestycyjnego, a przede wszystkim – do twojej tolerancji ryzyka. Świadomość ich mocnych i słabych stron to pierwszy krok do tego, by przetrwać burzę i wyjść z niej suchą stopą, a może nawet odnieść zysk. Najbezpieczniej jest więc nie szukać jednego idealnego rozwiązania, ale zbudować własny, zdywersyfikowany arsenał, gotowy na różne scenariusze, które przyniesie przyszłość.

Czy inwestowanie w bezpieczne haveny walutowe gwarantuje zysk?

Absolutnie nie gwarantuje. "Bezpieczny" w tym kontekście oznacza "mniej ryzykowny w okresie ekstremalnej paniki", a nie " zawsze zyskowny". Wartość tych walut też może spadać, a na pewno podlega wahaniom. Inwestując w nie, głównie chronisz swój kapitał przed większymi spadkami na innych rynkach, ale nie licz na spektakularne zyski. Pamiętaj też o ryzyku kursowym – jeśli złoty się umacnia, wartość twojej inwestycji w obcej walucie może spaść nawet jeśli sama waluta haven jest stabilna.

Która waluta jest NAJLEPSZĄ bezpieczną przystanią: CHF, JPY czy USD?

Nie ma jednej, idealnej odpowiedzi. To zależy od sytuacji:

  • USD jest najsilniejszy podczas globalnej paniki płynnościowej (jak w 2008 r.), bo wszyscy potrzebują dolara na spłatę długów.
  • CHF często błyszczy podczas kryzysów geopolitycznych w Europie (jak wojna w Ukrainie), dzięki neutralności i stabilności Szwajcarii.
  • JPY zyskuje, gdy inwestorzy zamykają ryzykowne transakcje "carry trade" na całym świecie.
Wiele portfeli dywersyfikuje między te waluty, by nie stawiać wszystkiego na jedną kartę.
Czy zwykły Kowalski może łatwo zainwestować we franka czy jena?

Tak, to teraz bardzo proste. Nie musisz jechać do Szwajcarii z walizką złotówek. Najpopularniejsze sposoby to:

  1. Konto walutowe w banku – otwierasz, wpłacasz złotówki, wymieniasz na wybraną walutę i... trzymasz.
  2. ETF-y walutowe na GPW – kupujesz jednostki funduszu, który trzyma np. same franki szwajcarskie. Wygodne jak kupowanie akcji.
  3. Forex – dla bardziej zaawansowanych, wiąże się z większym ryzykiem dzięki dźwigni finansowej.
Pamiętaj tylko o sprawdzeniu prowizji przy wymianie!
Czy są jakieś wady trzymania pieniędzy w bezpiecznych havenach?

Oczywiście, że tak. Nic nie jest idealne. Główne wady to:

  • Brak dochodu (a nawet koszt): W erze zerowych lub ujemnych stóp procentowych trzymanie gotówki w jenie czy franku często nie przynosiło odsetek, a czasem nawet wiązało się z opłatą ("negative yield").
  • Interwencje banków centralnych: SNB nie lubi zbyt mocnego franka, bo szkodzi szwajcarskim eksporterom i może aktywnie osłabiać swoją walutę, zaskakując inwestorów.
  • Ryzyko kursowe: Jak już wspomnieliśmy – jeśli złoty się wzmocni, tracisz. To największe ryzyko dla polskiego inwestora.
Inwestycja w safe haven to często wybór mniejszego zła w czasach chaosu, a nie optymistyczna gra na zysk.